wtorek, 9 czerwca 2015

Dobrze jest tak odpocząć

Ostatni post u buuba sprawił, że na nowo zakochałam się w Majątku Howieny. Na drugi dzień po przeczytaniu i obejrzeniu zdjęć, zapakowałam groszka, męża i pojechaliśmy odpocząć. Mężowi należało się za ten cały wysiłek i trud, codziennie wkładany w remont mieszkania.

Pierwszy raz odwiedziłam to miejsce jeszcze jako nastolatka. Firmowa jednodniowa majówka ojca mojego pierwszego chłopaka. Już wtedy byłam oczarowana. Mnóstwo zieleni, zwierzęta pomykające obok nas, które są oswojone i śmiało można je pogłaskać. Trawa równo skoszona, jeziorko z wielkim drzewem w środku. Kupa staroci na całym "placu", bar z pysznościami. Plac zabaw dla dzieci. Ta świeżość. 


Pogoda dopisała. Komórka pokazywała 28 stopni. Żar z nieba i zero wiatru. Chwilami nie było czym oddychać choć było już grubo po 16.

Młody na kolanach śmigał gdzie się dało. Głaskał kucyka a do królików wpychał paluchy. Tyle w nim energii.

Mąż był tam po raz pierwszy. Nie chciał wracać. Jak wróciliśmy to ciągle nawijał o tym jak cudownie było. Jakby mógł jeździłby tam codziennie a daleko nie mamy - 36km :)

Wracając chyba nawet udało mi się zdrzemnąć :D W domu wszyscy padliśmy trupem a w planach miałam jeszcze zgranie zdjęć, których zrobiliśmy prawie 500.

Czego chcieć więcej?

Niech szybciej kończy się remont. Chcę częściej robić takie miłe wypady. :)











czwartek, 28 maja 2015

Dzieciństwo ma się jedno

Podobno lata 90 były najlepsze. Ja pamiętam te czasy dopiero od 97 roku, gdy całymi dniami wisiałam na trzepaku za blokiem. Koce do niego przywiązywaliśmy i robiliśmy hamaki. Czasami my - dzieciaki z osiedla, umieliśmy pokłócić się o to kto dziś taki hamak zrobi i będzie cały dzień w nim leżał. Za trzepakiem był duży plac po starym kilka lat wcześniej spalonym przedszkolu. Stare, metalowe huśtawki, trzeszcząca karuzela i rakieta z drabinki, trawa po kolana, piękne drzewa mirabelki i jarzębiny. Pod drzewami nasze "bazy". Kolejne miejsce spotkań. Nie było komórek, internetu a i tak wiedzieliśmy gdzie się znaleźć. Sam budynek przedszkola, który był dość maleńki bo składał się z 4 lub 5 pokoi, wywoływał dreszcze na plecach. Pamiętam jakby to było wczoraj - wchodziliśmy przez próg i zaraz szybko wybiegamy bo tam pewnie straszny. Nie było komórek, internetu a i tak wiedzieliśmy gdzie siebie szukać.

Pamiętam jak każda mama, otwierając okno krzyczała "obiaaaaad" i niosące się z wiatrem odpowiedzi "mamo jeszcze chwilkę".

Pamiętam festyny z okazji pierwszego dnia lata, które miejsce miały na osiedlowym boisku. Koncert dico polo, zabawy dla dzieci, kiełbaski z ogniska, konkursy, w których wygrać można było czapkę z daszkiem, zwykłego lizaka lub picie w kartoniku a i tak było z tego radości kupa.

Pamiętam te piękne dobranocki w telewizji. Rozbójnik Rumcajs, Miś Uszatek, Reksio, Bolek i Lolek i wiele innych. Biegło się do domu aby tylko nie przegapić.



Pamiętam jak wszyscy zbieraliśmy znaczki z chrupek. Miałam ich całe reklamówki. Do dziś dzień pamiętam jak któregoś dnia mama ot tak wywaliła je wszystkie do kosza. Do dziś dzień żałuję, że ich nie wyjęłam :D

Gdy pogoda nie dopisywała i w domu siedzieć trzeba było, budowało się zamki z klocków, grało się w bierki, pchełki, gry planszowe. Tato bajkę poczytał i czas jakoś leciał. 

Pegasusy. To było coś! Genialne czaso-łamacze, które nie lubiły mnie i miały krótkie żywoty. Trzy razy jęczałam dla rodziców dnie i noce by kupili nowy. Gdy spalił się i ten trzeci, to czwarty kupują mi do dziś :D 







za te ostatnie dałabym się pokroić aby tylko znów je mieć :D 

Pamiętam, że wychodząc na dwór zawsze prosiłam mamę "mamooo daj złotówkę". Za tą złotówkę kupowałam loda za 35gr, czipsy za 50gr. a i na gumę jeszcze starczało -guma "kulka" 10gr.

Tych smaków to końca życia nie zapomnę.

 To właśnie te chipsy pieściły moje podniebienie.
Hot Dogi, których czuję nie tylko smak ale i zapach.
Biesiadne, które były lepsze od Lays-ów
Pom-bary, które w środku miały super naklejki z misiami. Te chipsy na początku kupowałam chyba tylko i wyłącznie dla tych naklejek. Dopiero potem wkręciłam się w ich smak. Rok temu będąc w Holandii, natknęłam się na nie w sklepie. Po drodze do domu moje ślinianki już pracowały :D Ale smak już nie był ten co kiedyś.


Do tej pory mam puzzle Tang z limitowanej edycji :)











Donald - wyrzucona przez moją mamę, kolekcja historyjek dalej śni mi się po nocach. No jak mama tak mogła??
Gumy Turbo - no przecież wszyscy dokładnie je pamiętamy. Ten smak... mmm. Szkoda tylko, że utrzymywał się przez jakieś 2-3 minuty :D
Mino -  za każdym razem gdy prosiłam, by mama mi je kupiła, obiecywałam, że tym razem już na sto procent będę je żuła po jednej. Słowa nigdy nie dotrzymałam a gumy lądowały miedzy zębami zaraz po wyjściu ze sklepu a mama zarzekała się, ze już ostatni raz mi je kupiła.
Boomer - ta truskawka i śmietanka to istny raj był. Kosztowała 20gr a jej smak utrzymywał się o wiele dłużej niż guma turbo czy donald. Za takie pieniążki mogłam porobić sobie zapasy :D


Vibovit - kto jadł palcami ręka do góry! :)

Szkoda, że teraz czasy już nie te. Ubolewam bardzo. Dzieci od najmłodszych lat mają komórki, tablety, laptopy. W telewizji bajeczki, na które ja osobiście patrzeć nie dam rady, dzieci pod blokami nie widać. Ja mając 6 lat, z innymi dzieciakami od rana do nocy śmigaliśmy sami po podwórku. Teraz dzieci w tym wieku chodzą na plac zabaw z mamą za rączkę. Strach puścić dziecko same. Samochody ganiają się jak szalone. W telewizji mówią, że dzieci porywają.

Tyle tego złego na świecie się skądś nabrało. 

wtorek, 19 maja 2015

Testowanie z Canpol babies


 Mój młody biedny ciągle zakatarzony. Ile się nachodziłam do lekarza, żeby w końcu pomogli, żeby przypisali coś co raz na długi czas wyeliminuje nam z życia gile Lekarz ręce rozkładał bo nie wie czemu tak długo się katar utrzymuje. Po 2 miesiącach sama zorientowałam się, że to alergia. Specjalista potwierdził. Dostaliśmy Allertec w kropelkach i już po kilku dniach po gilach nie było śladu. :) 

W okresie "zafluczenia" przetestowaliśmy parę aspiratorów np. "Rossmanowski" - koszmar. Siły tyle nie miałam, żeby aż tak zassać. Zawsze czekałam aż tatko wróci z pracy i on zajmie się i noskiem i aspiratorem :)
Myślałam, że pewnie każdy taki sam i zawsze trzeba w to tyle siły włożyć. Zaczęłam w internecie szukać czegoś lepszego. "Katarek". Czytając o nim pojawiła się we mnie złość. Nasz odkurzacz ma moc 2000w i nie ma możliwości przestawienia na moc mniejszą. W katarku największa moc z jaką można odciągać to 1800w. 

W tym miesiącu mieliśmy okazję przetestować aspirator firmy Canpol babies. 
Szczerze myślałam, że znów będę musiała szykować swoje siły na odciąganie, po którym pewnie aż kręciłoby mi się w głowie a jednak miło się zaskoczyłam :). Mocne zassanie wcale nie było potrzebne. Zwykłe nabranie powietrza i z nosa wylatywało to co nie potrzebne. 

Aspirator wykonany jest z bardzo miękkiego silikonu a dzięki temu mamy pewność, że nie zrobimy dziecku krzywdy gdy na przykład będzie się wyrywać a mój wyrywa się i to z krzykiem. Nie ma też możliwości włożenia końcówki zbyt głęboko. Jest prosty w użyciu i w utrzymaniu jego higieny. Dodatkowo do zestawu mamy dołączone dwie końcówki. A co mnie najbardziej ucieszyło? Pudełko w jakie jest zapakowany! Jak je tylko zobaczyłam, od razu wiedziałam do czego będzie nam służyć. Idąc na spacery pakuję w nie przekąski dla mojego głodomora. Jest dość pojemne. Nam mieszczą się podłużne biszkopty, wafelki i chrupki kukurydziane. :) 












Do przetestowania mieliśmy także szczoteczkę oraz grzebyk. Igo bujnej czupryny nie ma więc grzebyk nie odegrał u nas żadnej roli. Szczotka - tak.
Niecałe dwa tygodnie temu, gdy syn zasnął mi na rękach, zauważyłam, żółtą skorupkę na główce. Zawsze myślałam, że ciemieniucha występuje tylko u tych mniejszych dzieciaczków. Syn nigdy nawet jej nie miał. Od początku kąpany jest co drugi dzień. Byłam nieco zdziwiona. Zaczęłam ją zwalczać. Przed kąpielą smarowałam oliwką, potem myłam szamponem a na koniec wyczesywałam. Jak jemu się to czesanie podobało. Śmiechu nie było końca. Wykonana jest z naturalnego koziego włosia. Po wyjęciu jej z opakowania, siedziałam i zachwycałam się tą miękkością. Coś wspaniałego. Ciemieniuchy pozbyliśmy się po 3 dniach.





Ostatnią już rzeczą, było okrycie kąpielowe z myjką. 
Print w gwiazdki, które również są na szczoteczce i grzebyku. Piękny komplet. Są również wzory dla małych dam. :) 
Okrycie miękkie, ciepłe i przyjazne skórze. Wszyty naprawdę duży kapturek, chowa całą główkę dziecka. Po rozpakowaniu również siedziałam i gładząc go zachwycałam się jego delikatnością.
Jedyny minus - lada moment będzie za mały (80cm x 80cm) nóżki już się nie chowają. 



Raz jeszcze chciałabym zachęcić wszystkie blogujące mamy (tatusiów również) aby posyłali swoje zgłoszenia do testowania produktów w kolejnych edycjach Canpol babies :)

piątek, 15 maja 2015

Dzień dziecka

Dla swojego malucha taki dzień dziecka robiłabym najchętniej codziennie. Kocham go zawsze tak samo mocno więc czemu tylko 1 czerwca miałabym kupić mu coś wyjątkowego?
Tylko co jeśli portfel zamyka się na cztery spusty i za żadne skarby nie pozwala się otworzyć?
Tyle chciałabym mu kupić. Tyle rzeczy jest potrzebnych. Ubrać młodego ładnie też lubię. Tylko czemu ceny rzeczy dla dzieciaków są czasami jak z kosmosu wyciągnięte? Nie powinny być niższe? By zachęcać ludzi do powiększania rodzin. Byśmy nie mówili "drugie dziecko? nieee! za co je utrzymamy?".

Od miesiąca oglądamy foteliki samochodowe.. Wiem, że najlepszy sposób przewożenia dziecka jest tyłem do kierunku jazdy ale co zrobić gdy maluch chce widzieć rodziców a nie oglądać kanapę samochodową? Igo dostaje szału. Ciągle się kręci i obraca główkę. Płacze i krzykiem się zanosi a ja nie dziwię się mu wcale. Ale... cena. Skąd wziąć przynajmniej osiem stówek? Z drzewa zerwać? Większa połowa wypłaty idzie na spłatę kredytu za mieszkanie, które dalej jest placem budowy, opłaty a za wynajmowane mieszkanie też trzeba bulić. W tym kraju zostaje chyba tylko iść i kraść.

A niżej garstka rzeczy, które dziecku mogą się przydać a na dodatek życie rodzicom ułatwić. Zawsze można poprosić o zakup takowych pierdułek dziadków? chrzestnych? :) a cooo :D




1. Mata

Jest ktoś kto nie zna tej maty? I drugie pytanie - jest ktoś kto nie zna jej ceny? Inna niż wszystkie a co za tym idzie - jest naprawdę mega! Niestety na takie cudo nigdy sobie nie pozwolimy. A przydałaby się bardzo. Kiedyś w sh znalazłam (oczywiście 2 puzzli brakowało) matę z mapą świata. Młody ciągle przesiaduje na niej i na każdym z puzzli odcisnął swoje zęby :) Ale jest dość mała, wcale nie taka super miękka i przeznaczona dla starszych dzieci. Ta, stworzona jest specjalnie dla takich maluszków.

2. Tipi 

W dalszym ciągu nasz numer 1 w "mebelkach" do pokoju. 


Znalazłam go i od razu się zakochałam. Już widzę jak pięknie komponowałby się w naszym salonie. 


Mąż myśli nad zakupem ale chyba dał się namówić :)

5. Termos

Ooooj przydałby nam się bardzo. Szczególnie teraz gdy tak ciepło. Do domu byśmy nie wracali już chyba w ogóle :D Ciepłe żarcie jest. Łyżko-widelec jest. Czego chcieć więcej? A te printy! Czyż nie są urocze? Ja jestem zakochana! 

  6. La Milllou

I choć zrobiłam wspólnie z moją mamą dwa piękne kocyki minky, to i tak pragnę mieć też ten, prosto od La Millou. 


Wyszło na to, że prezenty dla dziecka, byłby prezentami dla mnie. Ja cieszyłabym się z nich bardziej niż mój 7,5 miesięczny bobas. :) Za rok gdy będzie już starszy to kupimy mu to co on będzie chciał. W tym roku mogę kupić jeszcze to co mi się podoba :D 

czwartek, 7 maja 2015

Nasze pierwsze testowanie

Udało się :) Parę dni temu na stronie KLIK zobaczyłam, że zostaliśmy wytypowani do testowania Okrycia kąpielowego, szczotki do włosów "Newborn baby" i aspiratora. Już dziś przyszła paczuszka. Są pierwsze zdjęcia i oczywiście nie zabrakło pierwszego testowania. Już jestem zakochana w ręczniku i z chęcią sama bym go używała :D 

A po więcej, zapraszam już niedługo :) 

wtorek, 5 maja 2015

Nam się nie przydały

Pamiętam jak z powiększającym się brzuchem latałam po sklepach, kompletując wyprawkę pierworodnemu. Potem gdy brzuchol był ogromniasty a skurcze łydek łapały co chwilę, siedziałam w domu i zamawiałam całą resztę, zazwyczaj na allegro. Wydawało mi się, że to wszystko co mi się podoba to na pewno przyda się. Nic bardziej mylnego. Masa rzeczy cieszy oko ale u nas całkiem sporo do dziś leży w "kącie".

Rożek


Kompletnie się nie sprawdził. W szpitalu w moim mieście nie można brać ubranek, becików, pampersów, chusteczek czy nawet pieluszek ze sobą dla noworodka. Każda matka odchodząc do domu musi zostawić w szpitalu wyżej wymienione, nowe rzeczy dla innych dzieci. W ten sposób położne i pielęgniarki ubierają dzieciaczki właśnie w te ubranka, które rodzice szpitalowi zostawiają. Przewija się pampersami również tymi, które zostawili inni rodzice, z chusteczkami, pieluszkami i innymi rzeczami jest tak samo.Becik jak swój przyniesiesz to zabiorą i nie wiadomo co z nim zrobią. Maluchy zawijają w stare, szorstkie, wyblakłe kocyki. A dlaczego? A dlatego, że pracujące tam kobiety życie sobie ułatwiły. Po co brać od rodzica ubranko i zapamiętać, że po kąpieli akurat TO dziecko ma być ubrane w te śpioszki a nie tamte.
Igor od początku nie lubił być skrępowany. Miał na tyle siły by się rozkopać aby tylko nie być zawiniętym. Myślałam, że to może przez te szorstkie kocyki. Pielęgniarki owijały nimi nawet głowę. Ale nie. W domu próbowałam zawijać w rożek. Miły, cieplutki. I te sowy. Ah. Kocham sowy :D Ale Igor chyba nie :D Rączki od razu wyjmował z płaczem do góry i wiercił się niemiłosiernie. Odpuściłam mu. Po co dziecko męczyć jak nie chce. Próbowałam jeszcze jakoś po miesiącu zawinąć go ale skończyło się tym samym: płacz, krzyk i czerwona buzia od nerwów. Tak więc rożek służył nam potem jako wkładka do gondolki. :)

Huśtawka



Tyle kasy... i żeby ten ptaszek i słonik nawet żadnej piszczałki czy grzechotki w środku nie miał???
Do 4 miesiąca używaliśmy tyle razy, że można zliczyć na palcach obu rąk. Co posadziłam młodego to zaraz ulewał. I żeby nie było, nie sadzałam go po jedzeniu. W 5 miesiącu był jakiś przełom, ale i tak zbyt długo siedzieć i się bujać nie chciał. 5 min i wystarczy. Melodie OK. Miłe dla ucha, spokojne, nie raz oczy mi się zamykały przy nich. Można ustawić nawet głośność. Dobre jest to, że ustawić można też siłę bujania a nawet czas ile ma bujać - 15, 30, i 45 min. Ale cóż poradzić jak moje dziecie spokojnie posiedzieć nie umie.

Bujak


To to już w ogóle kupiłam wtedy gdy mózg był na spacerze... Co ja głupia myślałam? Że posadzę noworodka i niech se siedzi? Prosty jak patyk?
Stoi bez użytku. Młody tak samo jak i na huśtawce - 5 minut posiedział i dziękuję do widzenia. A wibracje? Jak tylko włączę to od razu się pręży i zaczyna wyć.
Jestem typem chomika i chociaż miejsce zajmuje to nie sprzedam bo szkoda. A niech stoi.

Gryzaki

Mama mówiła "Kupuj gryzaki. Ty jak mała byłaś, zęby szły to gryzaków z rąk nie wypuszczałaś". Okej. Kupiłam. I co? I g....! Dobrze, że chociaż nie kosztowały tyle co te rzeczy z góry ale i tak okazały się nie potrzebne. Młody do buziaka ładuje wszystko co się da ale gryzaków nawet nie dotyka. BA! Nawet na nie nie patrzy.

Pampersy

Te akurat kupiła rodzina na chrzest. Oryginalne! No bo jak to inne przynieść?! Jeszcze ktoś obgada! Wszyscy jak by się zmówili przynieśli rozmiar 3. W szpitalu dali Dadę. Więc tatko przyuważył i również takie kupił do domu. Używaliśmy je aż do momentu kiedy trzeba było przejść na 3-jki. Co się okazało? Po 4 dniach noszenia, dupak się odparzył, porobiły się rany, z których sączyła się krew. Tormentiol wyleczył i kupiliśmy znów Dadę. Po skończeniu paczki pomyślałam, że dam jeszcze szansę tych oryginalnym. Sytuacja powtórzyła się i odstawiłam je na dobre. Teraz pod łóżeczkiem leżą i kurz zbierają.

poniedziałek, 4 maja 2015

Majówka jak nie majówka

W tym roku jej nie odczułam. Zimno, wiatr, słońce błysnęło raz na jakiś czas, i jakby tego było mało trafiłam do szpitala. Prze antybiotyk, którym leczyłam zapalenie migdałków spadł potas. 40stopni gorączki, drgawki, omamy, biegunka. Kroplówka jedna za drugą. Łzy bo tęskno za dzieciolkiem i... czy tatko da sobie radę? Młody przecież włazi już wszędzie. Spacery przy meblach są już na porządku dziennym. Nawet zaczął trzymać się tylko jedną ręką i tak sobie chodzi i chodzi. Pada i dalej chodzi. Wydaje mi się, że tylko ja umiem go przypilnować tak "na cacy".
Sama w zimnej sali a myśli tysiące. Wypisałam się na trzeci dzień. Wpadam do domu a Igo wita mnie z wielkim uśmiechem. Dotyka mojej twarzy. Gładzi. I okrzyk radości. A ja go tulę i tulę i końca nie ma. Oby już nigdy nie zostawić go nawet na jeden dzień.

Bądź co bądź wczoraj skorzystaliśmy z nieco lepszej pogody, choć i tak wietrznej i niezbyt ciepłej ale słoneczko było ładne a moje szczęście o 11:22 skończyło 7 miesięcy :)